Tłumacze z Iwo Jimy

Autor: abctlumaczenia
Data publikacji:
iwo jima

Podczas każdej wojny istotną rolę odgrywa przepływ informacji, a ściślej mówiąc umiejętność kodowania przekazywanych treści. Strony konfliktu robią wszystko aby rozkazy oraz ważne wiadomości nie dostawały się w niepowołane ręce, gdyż grozi to unicestwieniem planów i klęską. W tym celu została stworzona dziedzina wiedzy zwana kryptologią, która w oparciu o matematykę, inżynierię, a także teorię komunikacji, informatykę i bezpieczeństwo komputerowe pozwala osiągnąć skuteczne metody zabezpieczania określonych treści przed niepowołanym dostępem. Na wszystkich wojnach, z dala od frontu, w zaciszu naukowych gabinetów rozgrywa się walka zespołów specjalistów, o której nigdy wiele nie wiadomo, a która często ma decydujące znacznie. Zdarzało się jednak, że najlepszym szyfrem bywał żywy, lecz mało komu znany język, a rolę fachowców odgrywali tłumacze. Tak było podczas Pierwszej i Drugiej Wojny Światowej w armii amerykańskiej, kiedy to skorzystano z umiejętności językowych Indian północnoamerykańskich.

Zaczęło się we wrześniu 1918 roku w rejonie Argonne (Francja), gdzie jedna z amerykańskich dywizji utknęła w oblężeniu i zaczęła ponosić coraz większe straty. Okazało się, że Niemcy złamali szyfry radiowe i od dłuższego czasu podsłuchiwali wroga, czym praktycznie uniemożliwili mu wykonywanie jakichkolwiek ruchów z zaskoczenia. Sytuację uratował kapitan Lawrence, który postanowił wykorzystać swoich żołnierzy pochodzenia indiańskiego i zatrudnił ich do przekazywania meldunków w swoim języku. Po krótkim szkoleniu i rozlokowaniu na linii frontu Indianie z plemienia Czoktawów przystąpili do pracy i walnie przyczynili się do zwycięstwa. Nowi szyfranci posługiwali się 26 dialektami, z czego 23 nigdy nie zostały spisane, dlatego Niemcy nie mieli prawa rozpracować kodu, co dało do myślenia amerykańskiemu dowództwu. Postanowiono korzystać w dalszym ciągu z usług indiańskich tłumaczy i w ten sposób Czoktawowie stali się prekursorami zjawiska, które swoje apogeum osiągnęło dwadzieścia lat później.

Zanim jednak indiańscy tłumacze znów pojawili się na scenie teatru wojennego pomni wydarzeń spod Argonne Niemcy i Japończycy zaczęli wysyłać swoich naukowców do USA. Ich celem było zebranie jak największej informacji o językach i kulturze różnych plemion indiańskich. Jednocześnie rząd amerykański nie porzucił idei tłumaczy-szyfrantów, lecz zważywszy na prewencyjne działania wroga nie chciał ponownie korzystać z usług Czoktawów i szukał nowych kandydatów. W grę wchodziło wiele plemion: Nawahowie, Hopi, Mohawkowie, Komancze, Siouksowie, Czeroki i inne. Po analizie dostępnych danych na temat znajomości powyższych języków przez naukowców z Europy oraz innych aspektów językoznawczych wybór padł na Nawahów. Ich język charakteryzował się wieloma cechami, które predestynowały go do wykorzystania jako podstawy skutecznego szyfru. Był nieznany poza rezerwatami, nie istniał w formie pisanej, a jego wymowa była na tyle skomplikowana, że w sposób perfekcyjny mogła go opanować jedynie osoba, dla której był pierwszym językiem od urodzenia, co znacznie zawężało grupę użytkowników. Według danych wywiadu USA na początku wojny językiem Indian Nawaho posługiwało się zaledwie 30 osób spoza tej wspólnoty plemiennej, a w grupie tej nie było żadnego Japończyka.
Następnym krokiem było szkolenie zwerbowanych tłumaczy. Idea szyfrowania zakładała kodowanie na dwóch płaszczyznach, po pierwsze wymyślono „specjalny język ezopowy”, w którym znanym wyrazom przypisywano nowe znaczenie (neosemnatyzmy) oraz tworzono neologizmy, po drugie całość była przekazywana w języku Nawaho a następnie tłumaczona na angielski. Przez całą wojnę takie szkolenie przeszło 400 Indian i jedna osoba spoza tego grona. Mimo gruntownego przygotowania operacji Amerykanie nie mieli pewności co do stanu wiedzy znakomitych niemieckich językoznawców i nie zdecydowali się na wykorzystanie indiańskich tłumaczy na froncie europejskim wysyłając ich do walki z Japończykami na Pacyfiku. Tam Nawahowie wykazywali się głównie przy działaniach amerykańskiego lotnictwa, lecz największą chwałę przyniosła im walka o Iwo Jimę. Ta jedna z najbardziej zaciętych i krwawych bitew wojny na Pacyfiku rozstrzygnęła się na korzyść USA m.in. ze względu na wkład Nawaho, którzy w decydujących dniach pracowali 24 godziny na dobę i byli bezbłędni w swoich działaniach. Wiele lat później dowódca sekcji szyfrantów major Howard Connor pisał w swoich wspomnieniach, że

„bez Nawahów nasi Marines nigdy nie zdobyliby Iwo Jimy”.

Tłumacze-szyfranci spisali się podczas wojny wspaniale. Do końca jej trwania Japończycy nie złamali szyfru i byli wobec niego bezradni. Żaden z nich nie dostał się w ręce wroga, ani nie zdradził tajemnic. Lojalność i poświęcenie Indian zostały doceniona dopiero po wielu latach, kiedy to najpierw prezydent Reagan w 1987 roku ustanowił Dzień Nawahowskiego Szyfranta, a następnie George Bush w 2001 roku odznaczył grupę ostatnich weteranów. Opowieść o dzielnych żołnierzach znalazła też swoje miejsce w popkulturze w postaci filmu Szyfry Wojny Johna Woo. Przypadek Indian Nawaho pokazuje również, że tłumacze i tłumaczenia mogą spełniać naprawdę niezwykłą funkcję.

Potrzebujesz przetłumaczyć dokument?

W ofercie: Darmowa Wycena